Spotkanie
z Afryką
Po powrocie do Polski młodzi państwo Tarkowscy
zamieszkali w Warszawie. Było to dla nich nowe doświadczenie. Kraj znali
jedynie z opowieści rodziców. Polska właśnie odzyskała niepodległość. W działalność
polityczną zaangażowany był Gabriel Narutowicz. To wielki mąż stanu , a zarazem
przyjaciel Władysława Tarkowskiego, ojca Stasia. Stanisław także poświęcił się
życiu politycznemu i tak jak kiedyś jego ojciec stał się prawdziwym patriotą.
Obejmował różne stanowiska rządowe. Nel natomiast zajęła się prowadzeniem domu.
Urodziła dwóch synów. Często opowiadała im o przygodzie, którą przeżyła z ich
tatą, podróżując przez pustynię i
puszczę. Po cichu marzyła o powrocie na dziki „Czarny
ląd”. Strasznie przygnębiająca była dla niej zima. Przyzwyczajona do gorącego
klimatu, źle znosiła chłody panujące w Polsce, tęskniła za egzotycznymi
zwierzętami, wielkimi baobabami… Kilka razy nawet prosiła Stasia, aby wybrali
się tam z dziećmi, ale mocno zaangażowany w walkę o utrzymanie niepodległości w
kraju, nie podzielał chęci podróży z żoną. Mijały lata... Chłopcy Władysław i Jerzy
(imiona otrzymali po dziadkach- Władysławie Tarkowskim i George Rawlisonie)
często widzieli smutek w oczach ich ślicznej matki.
***
Był piękny,
majowy dzień. Tarkowscy wybrali się całą rodziną do cyrku. Przy nawale zajęć
jakie miał Stanisław, wyprawa ta była nie lada atrakcją. Podczas przedstawienia
wszyscy przeżywali pokazy iluzjonistów, woltyżerów. Nel zadowolona, że wreszcie
wszyscy razem bawią się, odzyskała swoją młodzieńczą radość. Nagle zaczęła z
zainteresowaniem śledzić każdy krok wielkiego, ciężkiego zwierza, który pojawił
się na arenie. Miała wrażenie, że widzi go nie pierwszy raz.
-Popatrz Stasiu- szepnęła
szczebiotliwie. -Toż nasz King!
-Nie opowiadaj bzdur. Jesteśmy w
Polsce, a tamten słoń pewnie już nie żyje-odpowiedział Tarkowski.
Pełna obaw, ale również nadziei
nie mogła skupić się na niczym innym. Chociaż całą rodziną mieli spędzić
popołudnie, to ona ciałem była z nimi, ale duchem ciągle krążyła wokół tamtego
słonia z cyrku.
Ta młoda, rozsądna i dystyngowana kobieta
wpadła na iście szalony pomysł. Gdy wszyscy już spali, ubrała się i pod osłoną
nocy zakradła się do cyrku. Wśród wozów, przyczep odnalazła ogrodzenie, za
którym powinien być słoń. Na próżno wołała i wypatrywała go, nic się tam nie
poruszało. W pewnym momencie coś głośno jakby jęknęło.
-Hej King! Czy to ty mój
przyjacielu? King! King! Czy to ty ?
Odpowiedziało jej ciche
charczenie. Wystraszona, ale i ciekawa postanowiła przecisnąć się między
kratami, by podejść bliżej. Ruszyła i w rogu zauważyła wielką górę. Podeszła
bliżej. Góra znowu się poruszyła i chrapnęła.
-King, czy to ty? Proszę, jeśli
tak to daj mi jakiś znak- prosiła przestraszona Nel.
Wtedy słoń próbował zaryczeć.
Drobna kobieta dopadła do niego i strasznie mocno się przytuliła, zaczęła
płakać, głaskać i mówić do niego. Trwało to ledwie chwilę, bo nagle rozbłysnęła
lampa i zaczęli zbiegać się ludzie. Ktoś
krzyczał, żeby stamtąd wyszła, ktoś wezwał policjantów. Prawie siłą zabrano ją
z klatki. Powiadomiony Stanisław pojawił się na posterunku policji bardzo
szybko.
-Nel,
czy ty zwariowałaś? -krzyknął. -Nie Staś! To jest King! Nasz King! Nie
pamiętasz?
-Nel to prawie niemożliwe! -Możliwe,
bo to on. Proszę, chodź tam ze mną! On jest chory, pomóżmy mu!- błagała Nel. -Kochanie
pomyśl! To było tak dawno, tamten słoń już pewnie nie żyje. -Staś ja sprawdzałam, słonie afrykańskie żyją
ponad 50 lat, a ten ma co najwyżej 38 lat. Proszę chodź tam ze mną, pomóżmy mu.
Zapanowało milczenie. Przez
chwilę Stanisław zastanawiał się, ale w końcu zgodził się i
pojechali do cyrku.
-Proszę państwa słoń jest chory i
nie możecie tam iść-zatrzymał ich brodaty olbrzym. -Proszę
tylko na chwilę, zobaczymy go i pójdziemy sobie – prosiła ze łzami w oczach
Nel.
Mężczyzna był uparty, ale widząc
błagalny dziecięcy wzrok w tej już dorosłej kobiecie zmiękł i
wpuścił ich. Wzruszył się i opowiedział, jak słoń do nich trafił, że odkupili
go z innego cyrku, gdzie był bity i głodzony. Gdy to mówił, Nel rozpłakała się.
-Musimy mu pomóc Staś! To mój… to
nasz przyjaciel- łkała kobieta. Weszła do klatki, głaskała słonia i płakała, a
on patrzył smutnymi, ale ciepłymi oczami.
-Walcz King! Walcz! Błagam! –
pełna wiary krzyczała Nel.
Staś zrozumiał, że to jest King i
już dłużej nie mógł patrzeć na cierpienie tej dwójki przyjaciół. Kazał wezwać
weterynarza. Gdy tamten przybył, zajął się leczeniem słonia. Kosztowało to
majątek, ale opłacało się. Ceny życia przyjaciela, nie można przeliczać na
pieniądze. Dzięki wpływowym przyjaciołom w świecie polityki i nie tylko, Tarkowscy
zebrali ogromną kwotę na podróż Kinga do Afryki. Udało się. Słoń wrócił do
domu! Całe szczęście, że nie stracił swojego instynktu dzikiego zwierzęcia.
-Widzisz Staś! To był, zaraz po tobie,
największy mój przyjaciel. On kiedyś uratował mnie, dał mi tyle radości w
tamtych trudnych afrykańskich chwilach, a teraz ja mogłam się zrewanżować jemu.
Kocham cię. Tak bardzo cię kocham i dziękuję!- powiedziała i mocno przytuliła
męża.
Poczuła
się tak, jak ta mała, bezbronna Nel 25 lat wcześniej, w strasznej, dzikiej
Afryce. Ale tak, jak wtedy tak i teraz mogła liczyć na swojego największego
przyjaciela-Stasia. Pomyślała, że chociaż ona nie mogła jechać do Afryki, żeby
pożegnać się z nią-to Afryka przyszła do niej.
Dominika
Hasikowska